32     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Wyjątki z ksiąg zakonów paladyńskich - pamiętnik Ergalla cz. 2


Kaeddar


...Prefekt zniknął w drzwiach obok bramy. Teraz dopiero mogłem dobrze obejrzeć całą siedzibę Zakonu.
Był to całkiem duży zamek przylegający do wewnętrznego muru Ignen an Kabar. Leżał tuż obok katedry. Mury miał grube i solidne. Na narożach znajdowały się całkiem pokaźne baszty, na szczytach których cały czas płonął ogień. Dziedziniec zamku otoczony był podcieniami, w których przechadzali się mnisi. Nad podcieniami znajdowały się mieszkania rycerzy, kuchnia, składy, sale do zebrań... Dziedziniec był ładnie wybrukowany a na jego środku stała studnia. To była tylko część zamku, która spełniała funkcję obronną. W podcieniach, na przeciwko bramy było przejście prowadzące do szkoły. Za przejściem znajdował się drugi dziedziniec pełniący rolę placu apelowego i terenu do ćwiczeń. W zachodnim i wschodnim skrzydle znajdowały się dormitoria, a w skrzydle północnym sale wykładowe i kaplica.
Po chwili na plac weszło kilku starszych uczniów z drewnianymi mieczami w rękach, w grubych, pikowanych pancerzach i skórzanych czepkach na głowach. Zrobili parę skłonów, porozciągali ręce i przystąpili do ćwiczeń. Parowanie ciosów, uniki, ataki. Prawdziwe popisy zaczęły się, gdy zorientowali się, że ich obserwujemy. Wzięli do rąk dwuręczne, dwu i pół metrowej długości kije. Teraz walczyli bardzo spektakularnie. Cios z góry, blok i półobrót, cios pod nogi i kolejny blok.
W końcu jeden z moich towarzyszy przełamał pierwsze lody.
- Jestem Tomasz, pochodzę z Elfenoru. Mój ojciec ma tam kuźnię.
Po tych słowach chłopak uścisnął reszcie dłonie. Jego uścisk był silny a ręka pełna krzepy. Tomasz był bardzo wysoki i barczysty. Miał jasne włosy, które nosił krótko ścięte. Mimo pokaźnej budowy nie budził strachu, gdyż jego twarz była przepełniona spokojem, a i uśmiech rzadko ją opuszczał.
Następny przedstawił się niski chłopak z czarnymi lokami na głowie i bardzo bystrych, oczach.
- A ja nazywam się Merry, pochodzę z Berring. Moja rodzina ma tam całkiem pokaźne poletko. Mieszkamy wśród niziołków, bo moja babka jest niziołkiem i jakoś tak sobie razem żyjemy. Moje imię pochodzi od jakiegoś wojownika z jakiejś ich legendy czy czegoś takiego. Chłopak sprawiał wrażenie cwaniaczka, jakiego często można spotkać w mieście wciskającego towar niskiej jakości, albo wyłudzającego pieniądze od każdego przechodnia.
- Godeborr, moja godność, Liwiusz Godeborr z Sarten. - odezwał się następny rekrut
- Przecież w Sarten też jest klasztor, czemu tam się nie zapisałeś?- przerwałem mu. Chłopak był wysokim brunetem o zielonych oczach. Wydawał mi się bardzo przystojny i atrakcyjny.
Nawet w rekruckiej płóciennej koszuli był wyniosły i wyglądał jak książę... Czasem zazdrościłem mu urody...
- To długa historia. Powiedzmy, że spakowałem się i wyruszyłem w daleką podróż. Nie skończył, bo na dziedziniec wkroczył jakiś młody rycerz.
- Rekruci! Macie się natychmiast stawić w Sali Nauk! - zakrzyknął władczo
- Przecież mieliśmy być dopiero za godzinę.- zdziwił się Tomasz
- Nie mnie się tego pytajcie. Pan Werwiusz rozkazał, a my musimy wykonać. Chodźcie, zaprowadzę was.
Poszliśmy za rycerzem. Weszliśmy w podcienia z północnej strony, gdzie rycerz pokazał nam całkiem pokaźne drzwi. Otworzył je i wepchnął do środka. Sala była obszerna i raczej słabo oświetlona. Jedyne okna były malutkie i znajdowały się wysoko, przy stropie. W sali stało wiele krzeseł ustawionych w rzędy. Na drugim jej krańcu znajdowało się podium okryte czerwonym dywanem. Na podwyższeniu stał bogato zdobiony tron, a obok niego kilka trochę mniejszych, obitych pluszem krzeseł oraz mała mównica. Zauważyłem, że okienka w sali były tak zbudowane, że światło wpadające z nich do środka skupiało się dokładnie na podium...
Po chwili, z niszy po lewej stronie sali wyszło kilku dostojnych mężów. Prefekt, z którym mieliśmy się okazję spotkać, teraz ubrany w zbroję, za nim kardynał Vereccano w towarzyszeniu dwóch ministrantów, którzy nieśli Święte Pismo. Następnie wszedł ojciec Morgan Ziveletz (przełożony nauczycieli w klasztorze) oraz generał Vigalius (dowódca Zakonu Paladynów w Ignen an Kabar). Wszyscy zasiedli na krzesłach, a ministranci odłożyli Święte Pismo na mównicę. Następnie wzięli od kardynała mitrę i pastorał i stanęli za tronem. Nagle ze swojego krzesła powstał generał Vigalius i podszedł do mównicy. Przy każdym kroku dzwonił zbroją. Miał posturę wojownika a na twarzy kilka blizn. Miał wtedy chyba niecałe 45 lat.
- Witam was, młodzi rycerze w Zakonie!- powiedział, a głos miał donośny i dźwięczny- możecie spocząć. Chyba pan Werwiusz, prefekt nieco rozwiał wasze wyobrażenia o tym Zakonie... Nie zrażajcie się jednak na samym początku! Ten trening ma zrobić z was, po pierwsze, rycerzy. A rycerz powinien być bardziej żołnierzem aniżeli mnichem. Dlatego na początku tego szkolenia będziecie musieli sprostać niewygodom, słabościom waszego ciała i będziecie musieli nauczyć się dyscypliny i systematyczności! Te pierwsze dni będą dla was najgorsze. Potem powinniście się nieco oswoić. Z całym programem nauki zapozna was ojciec Morgan.
Zauważyłem, że przez cały czas kardynał Vereccano przyglądał mi się wielce uważnie...


32     Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona     : Wyjątki z ksiąg zakonów paladyńskich - pamiętnik Ergalla cz. 2